Hipoterapia

Metody rehabilitacji i sposoby uczenia samoobsługi

Moderator: Moderatorzy

darka
niemowa
Posty: 3
Rejestracja: 27 gru 2015, 11:54

Hipoterapia

Post autor: darka »

Witam
chcę się podzielić z Wami moimi odczuciami po zajęciach hipoterapii. Teorię znałam – siedzi się na koniu na oklep, koń rozgrzewa, co jest korzystne przy spastyce, rozciągają się przywodziciele, a przede wszystkim ćwiczy się WZORZEC CHODU.
Od prawie 11 lat ćwiczę PNF-em. Dla mnie ta metoda jest rewelacyjna. Ale to, co już umiem zrobić na leżąco (leżąc na boku ćwiczysz wzorzec chodu –miednica po skosie w górę, w dół) nijak się ma do tego, co mogę zrobić na stojąco. Zapomniałam wspomnieć, że jestem para (Th 7-9), „chodzącym” (czyt. przemieszczającym się w pozycji pionowej) o kulach. Zaczynałam od nauki siedzenia, musiałam być podparta z każdej strony, żeby się nie przewrócić, jak mnie rzucili na łóżko, tak leżałam, mogłam ruszać rękami i głową praktycznie tylko na boki, bo gdy chcesz się spojrzeć na swoje stopy, to już niestety musi być w to zaangażowany piersiowy. Po 3 miesiącach miałam badanie na przewodzenie nerwów i wyniki były tragiczne. Cholernie długa droga, pełna bólu, niepowodzeń, wyrzeczeń (prawie 3 lata poza domem). W ogóle chodzenie jest cholernie skomplikowanym procesem. Ja mam problem z tym, że już nie pamiętam, jak się chodzi. Na ten moment największe problemy mam z kiepsko działającymi mięśniami brzucha i miednicy. Dopóki nie będziesz miał ustabilizowanej miednicy, nie będziesz dobrze chodził. W ogóle że mam jakieś mięśnie w pośladkach poczułam po ponad 8 latach, tak więc nie poddawajcie się. Dodam tylko, że cały czas się intensywnie rehabilitowałam.
Zdaje się, że zboczyłam z tematu. Gdy pierwszy raz usiadłam na koniu i zrobił kilka kroków, od razu miałam ochotę wykrzyknąć: „O kurde! To ja już wiem, o co im chodzi!”. Tym wszystkim rehabilitantom, którzy na leżąco prowadzili mi miednicę do prawidłowego wzorcu chodu. To jest dokładnie ten sam ruch, jaki człowiek ma, gdy idzie. I ten ruch jest mimowolny, o tym nie myślisz, robi się sam. Tak jak człowiek chodzący nie myśli o tym – chodzi instynktownie. A ja przemieszczam się myśląc: 1, 2, 3, 4…. Najpierw stopa, potem kolano w górę, ok, to jak jest na tej wysokości, to próbuj miednicę itd. Nie ukrywam, czasem się przewracam, ale do góry przecież nie polecę…. I w ogóle na koniu mięśnie pracują na 100% i to też się robi „samo”.
Znalazłam tę stajnie, która oferuje hipoterapię już 3 lata temu, kiedy przed przeprowadzką szukałam rehabilitacji, ale odważyłam się jeździć dopiero teraz z kilku powodów:
1. Nie wierzyłam, że ta nieszczęsna miednica tak pracuje. Przecież tyle lat ćwiczą ze mną ten wzorzec na leżąco, a i tak na stojąco nie umiem go powielić. A na koniu przecież siedzę, a nie stoję. Co ma jazda (siedzenie) na koniu do chodzenia?
2. Bałam się, że się spadnę. Przecież mięśnie brzucha i pleców nie działają mi prawidłowo, nie dość, że nie umiem poprawnie stać, to nawet siedzieć nie bardzo, wszystko nadrabiam głową.
3. Swego czasu jeździłam konno. Ja wiem, że to coś innego, wtedy siedziałam w siodle, anglezowałam, galopowałam itd., a tutaj będę siedzieć na oklep i poruszać się w żółwim tempie (chodzi o to, żeby koń też miał prawidłowy wzorzec chodu – im szybciej idzie, tym bardziej się wygina na boki), ale i tak miałam blokadę psychiczną; w końcu z tylu rzeczy musiałam zrezygnować całkowicie albo zadowolić się jakąś nędzną namiastką.
Ale:
ad. 1. Wierzcie to naprawdę działa. Po pół godzinnej jeździe czuję mięśnie, których od 11 lat nie znałam. Przez pierwsze kilka zajęć miałam zakwasy, a w moim przypadku to naprawdę miłe uczucie. A o odpowiednich ruchach miednicy przez kilka godzin nie myślę – skupiam się na stopie i kolanie – przez 25 lat chodziłam i chyba mózg to sobie przypomina 
ad. 2. Jeśli jeździcie na wózkach aktywnych, to na koniu też sobie poradzicie. Nie używa się lejcy (lejców?), tylko jest taki popręg (czy coś), trzymamy się jakby przy kroczu. Ja się spinałam ze strachu przez pierwszy miesiąc, a potem z przyczyn osobistych miałam 5 tyg. przerwy i chyba dobrze mi to zrobiło na psychikę, bo teraz już się nie boję. I siedzę pewniej.
ad.3. To zwlekanie było dużym błędem i teraz sobie pluję w twarz ...
Naprawdę polecam. Tzn. to nie jest tak, że zsiadam z konia i nagle wszystko jest super, ale lewą stronę mam o wiele słabszą i jakby „lecę” w jedną stronę, a po hipoterapii jestem bardziej ustabilizowana. Wiele się dowiedziałam, zarówno z tego forum, jak i osobiście w szpitalach, więc teraz się dzielę. Żałuję tylko, że nie miałam możliwości hipoterapii rok, dwa po wypadku, bo wtedy jeszcze pamiętałam, jak to jest chodzić. A poza tym im wcześniej, tym lepiej – naprawdę mięśnie mimowolnie pracują.
ODPOWIEDZ